
Reprezentacja Polski w meczu z San Marino, od lewej stoją: Roman Szewczyk (kapitan), Piotr Czachowski, Andrzej Juskowiak, Tomasz Wałdoch, Jacek Ziober, Aleksander Kłak; klęczą: Jan Furtok, Leszek Pisz, Jerzy Brzęczek, Marek Koźmiński, Roman Kosecki. (fot. Encyklopedia Piłkarska FUJI, tom 20 "Biało-Czerwoni", pod red. Gowarzewski A., Katowice 1997)
Również w środę, również u siebie i również w eliminacjach do mistrzostw świata, tyle że szesnaście lat temu biało-czerwoni zmierzyli się z ekipą San Marino. Była to pierwsza w historii potyczka z jednym z najmniejszych państw w Europie, którego reprezentacja swój pierwszy oficjalny mecz międzypaństwowy rozegrała dopiero w roku 1990 (związek piłkarski w tym kraju założono w 1931).
Słodko-kwaśne nastroje
Atmosferę, która otaczała wówczas polską piłkę, można śmiało nazwać "słodko-kwaśną". Po roku 1986 nadeszły dla reprezentacji chude lata, a kibice musieli łykać kolejne gorzkie pigułki i obserwować stopniowy spadek światowego prestiżu biało-czerwonej drużyny. Po nieudanych eliminacjach do Euro '92 na selekcjonera Strejlaua spadła fala krytyki, jednak utrzymał on posadę i podjął próbę awansu do organizowanego przez Stany Zjednoczone mundialu. W grupie przyszło nam rywalizować z Holandią (Mistrz Europy 1988), Anglią (4 miejsce na mundialu w roku 1990), Norwegią, Turcją i właśnie San Marino. Nadzieje w serca kibiców wlał srebrny medal wywalczony przez młodzierzówkę (U-23) na olimpiadzie w Barcelonie. To wówczas narodziło się słynne hasło "zmieniamy szyld i jedziemy dalej", w myśl którego bohaterowie z Barcelony mieli teraz tworzyć trzon pierwszej reprezentacji uzupełniany przez co najwyżej kilku doświadczonych zawodników.
Selekcjoner Strejlau tylko po części wcieli ten plan w życie. Do swojej reprezentacji z otwartymi ramionami przyjął takich piłkarzy jak Kłak, Wałdoch, Brzęczek, Kowalczyk czy Juskowiak, z czasem dołączyło do tej grupy jeszcze kilku innych, jednak o "zmianie szyldu" nie mogło być mowy, ponieważ głównym jego założeniem było zatrudnienie Janusza Wójcika jako asystenta selekcjonera a do tego nigdy nie doszło. W każdym razie eliminacje zaczęliśmy obiecująco, udało się pokonać Turcję i nie przegrać na wyjeździe z Holandią. Dwu mecz z San Marino (rewanż nastąpił miesiąc po pierwszym meczu) wydawał się formalnością, ponieważ w drużynie prowadzonej przez Giorgio Leoniego występował zaledwie jeden profesjonalny piłkarz.
Prawie jak Maradona


Kibice choć w momencie strzelenia bramki, wybuchnęli radością, wcale nie byli szczęśliwi ani gry ani rezultatu końcowego. W drugiej połowie ich cierpliwość się wyczerpała i w stronę piłkarzy poleciały liczne gwizdy i wyzwiska. Oberwało się również selekcjonerowi, pod adresem którego kilkukrotnie skandowano, na prętce ułożoną przyśpiewkę - "zmienić trenera, to będzie siedem do zera!". Również prasa nie zostawiła na reprezentacji suchej nitki, w poniższym skrócie, komentator przytacza tytuły prasowe, więc ja sobie to już podaruję. Dodam tylko, że niespełna miesiąc później po wyjazdowym zwycięstwie 3:0, te same gazety porzuciły krytykę na rzecz snucia marzeń o awansie do finałów, który na tym etapie eliminacji jeszcze wydawał się realny, przynajmniej do jesiennych spotkań z Anglią, Norwegią, Turcją i Holandią, ale to już zupełnie inna historia...
Razem z Chamem trzymamy kciuki za "naszych" w Kielcach i liczymy, że raczej powtórzą mecz z 2003 roku w Ostrowcu niż poprzednie spotkanie międzypaństwowe na stadionie Korony (wymęczone 1:0 z Armenią).
Bilans meczów z San Marino: 5 spotkań i 5 zwycięstw Polski, bramki 13:0.
Pierwszy raz: Polska - San Marino 1:0, 24.04.1993
Ostatni raz: San Marino - Polska 0:2, 10.09.2008
1 komentarz:
no i wyszło że stuknęliśmy ich jak Norwegowie w 1992 :)
Prześlij komentarz