niedziela, 26 kwietnia 2009

Jeleń robi to w trzy minuty

Po 11 dniach nieobecności powróciłem. Widać przerwa podziałała mobilizująco na naszych piłkarzy, ponieważ ten weekend obfitował w bramki strzelone przez Polaków na obczyźnie.

Na pierwszy ogień pójdzie Ireneusz Jeleń, który w przeciągu 3 minut odwrócił losy spotkania i zapewnił swojej drużynie 3 punkty. Auxerre podejmowało na swoim boisku drużynę z końca tabeli - Caen. Do 85 minuty prowadzili goście, kiedy to Jeleń wyrównał na 1:1, a zaledwie 3 minuty później strzelił zwycięskiego gola. To 9 i 10 trafienie Polaka w tym sezonie (co daje ponad 1/3 bramek zdobytych przez Auxerre). 

Bramka na 1:1 85 minuta

Bramka na 2:1 88 minuta

W belgijskiej Jupiler League swojego szóstego gola w tym sezonie zdobył Marcin Wasilewski, pomagając swojej drużynie w zwycięstwie nad  FCV Dender EH 4:0 (dzięki temu zwycięstwu Anderlecht utrzymał fotel lidera i jest coraz bliżej ostatecznego triumfu w lidze). Bramka Polaka padła w 39 minucie po rzucie rożnym.

Bramka na 2:0 39 minuta

Pozostając przy lidze belgijskiej, kolejną bramkę zdobył Dawid Janczyk, a jego Lokaren ostatecznie rozprawiło się z Mouscron 3:0.

Bramka na 2:0 63 minuta

W angielskiej championship o kontuzji zapomniał juz Grzesiek Rasiak, wydatnie pomagając swoją bramką i asystą w ograniu Coventry City na wyjeździe. Mecz zakończył sie wynikiem 2:3, a Polak wpisał się na listę strzelców w 61 minucie.

Bramka na 2:2 61 minuta (filmik amatorski jednak o niskiej trzęsotliwości rąk)

W meczu na szczycie w lidze cypryjskiej, Marcin Żewłakow zapewnił swojemu zespołowi cenny remis z drużyną Anorthosis na wyjeździe. Mecz zakończył się wynikiem 1:1. Polak zdobył gola w 38 minucie, przy bramce tej asystował Kamil Kosowski.

Bramka na 1:1 38 minuta 

środa, 15 kwietnia 2009

Barca vs. Premiership

Pierwsze mecz ćwierćfinałowe pozostawiły sporo znaków zapytania. Wiadomo było, że w półfinale jest Barcelona, ale czy Arsenal ogra Villareal? Czy Chelsea wystarczą dwie bramki przewagi? Czy Porto naprawdę jest w stanie wyeliminować faworyzowany Manchester? To tylko te najbardziej oczywiste pytania, które zaprzątały nam głowę przed rewanżami.

Remisy ze wskazaniem
Jurgen Klinsmann był chyba jedynym człowiekiem, który łudził się, że Bayern może jeszcze awansować. Wnoszę to po tym jak bojowo zareagował gdy jego zespół objął prowadzenie w 47 minucie. 43 minuty do końca i 3 gole do strzelenia? Klinsi daj spokój, Bayern to nie Wisła, Barca to nie Real Saragossa, a Liga Mistrzów to nie Puchar UEFA! Katalończycy na chwilę tylko wrzucili trzeci bieg i od razu zrobiło się 1:1, Bayern honorowo (czy nie?) pożegnał się z rozgrywkami, chociaż przyznać trzeba, że po zdemolowaniu Sportingu liczyliśmy na nieco więcej (zwłaszcza liczył autor tego posta, który z błyskiem obłędu w oczach, odgrażał się kolegom przy piwie, że Bayern to jeszcze cały ten cyrk wygra).

View More Free Videos Online at Veoh.com

Przejdźmy do "bitwy o Anglię" bo jak inaczej nazwać to co działo się na Stamford? W pierwszej połowie Liverpool zagrał jak kilka lat temu w Stambule. Wszyscy już widzieli jak robi się 0:3 potem Chelsea jakoś strzela na 1:3 i dochodzi do pasjonującej serii rzutów karnych, a tam w decydującym momencie Jerzy Dudek broni strzał Drogby, albo jeszcze lepiej - Ballacka! No tak, tylko że Benitez pozbył się Dudka bo wolał Reinę. Reina chciał być jak Dudek ale wyszedł z tego samobój. Gospodarze poszli za ciosem i zrobiło sie 3:2. Kiedy do końca meczu zostaje 13 minut i rywal musi strzelić 3 bramki by awansować o rozluźnienie nie trudno. "The Reds" Beniteza jednak grają do końca, choćby nie wiem jak beznadziejnie było. W kilka minut strzelili dwa gole i właściwie wrócili do stanu z 28 minuty, potrzebując już tylko jednej bramki do awansu. Bronić się nie mogli, więc atakowali a Chelsea poszczuła ich Lampardem, który pod nieobecność Gerrarda, który stanowi dla niego swoisty kryptonit, robił co chciał i wystrzelał "Niebieskim" półfinały.

View More Free Videos Online at Veoh.com

Ronaldo robi różnicę, Fabiański (chyba) też
15% szans, angielscy eksperci dawali Manchesterowi na awans. My, nie chwaląc się, trochę więcej. I kto jest debeściak? Według optymistycznie nastawionych, piłkarskich omnibusów z wysp, gdyby spotkanie rewanżowe FC Porto - Manchester rozegrać siedem razy, to w sześciu przypadkach przeszło by Porto. My widzieliśmy to trochę inaczej. Manchester wchodzi na pełnej k....., strzela, a potem cała drużyna skupia się na klepaniu po plecach Van der Sara i jakoś to będzie. I było! Trochę dziwnie co prawda to wyglądało - Porto atakuje cały czas a Manchester siedzi okopany pod własnym polem karnym, ale mimo wszystko. Różnicę zrobił Cristiano, który chyba sam nawet nie wiedział, że tak fajnie potrafi, bo zamiast się cieszyć, wyglądał jakby na usta cisnęło mu się motto naszego bloga (znajdziesz je u góry zaraz pod nazwą).


Po remisie u siebie, "żółtej łodzi podwodnej" grodziło zatonięcie w zimnych wodach Tamizy, jednak nie bez walki. Tymczasem Hiszpanie przeszli obok spotkania. Szybko strzelona bramka ustawiła mecz? Bzdura! To jest Liga Mistrzów, a nie jakiś tam Puchar Ekstraklasy, tutaj szybko strzelone bramki tylko mecz rozkręcają (patrz. Chelsea - Liverpool). Po prostu Arsenal był drużyną lepszą w każdej formacji, a piłkarze Villareal grali jakby sami siebie nie bardzo widzieli w półfinałach. Mecz był ustawiony dopiero po czerwonej kartce i bramce na 3:0. Fabiański? Bardzo pewnie wyłapywał nieśmiałe strzały z trzydziestu metrów. Nie zrozumcie mnie źle, poprzednie zdanie ma wydźwięk jak najbardziej pozytywny, bo przecież po takim właśnie strzale skapitulował w poprzednim meczu Almunia.

Zostały trzy drużyny angielskie i Barcelona. Przedstawiciel Premiership zagra w finale i rady na to nie ma. Jednak czy po raz kolejny będzie angielski finał? W studiu TVP 2 coś tam burczeli, że może derby Londynu i historyczny precedens. Ja bardziej widzę finał Manchster - Barcelona. Kto ma rację? Znając piłkę, pewnie nikt!
Reblog this post [with Zemanta]

Byli piłkarze Wisły zatrzymani!











Zatrzymaniom niema końca, co więcej przed wrocławską prokuraturą pojawiają się coraz głośniejsze nazwiska. Dziś to tej niechlubnej listy dołączyli byli zawodnicy Wisły Kraków, bramkarz Artur S. oraz obrońca Grzegorz K. Nie wiadomo jeszcze jakie zarzuty zostaną postawione piłkarzom.

Arutr S. jest wychowankiem Wawelu Kraków. Do Wisły trafił w 1993 roku, dwukrotnie zdobył z "Białą Gwiazdą" mistrzostwo Polski oraz Puchar Ligi i Puchar Polski. Później grał w Polonii Warszawa, KSZO Ostrowiec, Koronie Kielce i Kmicie Zabierzów. W sumie zaliczył 181 występów w Ekstraklasie.

Grzegorz K. karierę rozpoczynał w Chemiku Kędzierzyn-Koźle, skąd już po roku przeniósł się pod Wawel. W 1996 roku na rok przeniósł się do belgijskiego Koninklijke Sint-Truidense VV. Po powrocie do Wisły, dwukrotnie wygrywał z tym klubem mistrzostwo, również dwukrotnie sięgał po Puchar Polski. Z Krakowem pożegnał się w 2003 roku. Grał w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, Szczakowiance Jaworzno, Garbarni Kraków, Kmicie Zabierzów, Zagłębiu Sosnowiec a ostatnio w Orle Balin. W Ekstraklasie wystąpił 168 razy i zdobył 9 goli. W 1995 roku zadebiutował w reprezentacji Polski (towarzyski mecz z Japonią, przegrany 0:5), w której rozegrał w sumie 3 spotkania.

Reblog this post [with Zemanta]

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Były gracz Widzewa szaleje w Grecji

Zgadnijcie o kim mowa

International Superstar Soccer pro

INTERNATIONAL SUPERSTAR SOCCER PRO

Producent: Konami

Rok wydania: 1997






Seria Pro Evolution Soccer to nic innego jak swoisty potomek ISS pro. Nie należy przy tym mylić gier wchodzących w jej kanon, z innymi piłkami wydawanymi przez Konami, pod podobnymi tytułami. Tą serię charakteryzuje dopisek "Pro" przy każdym tytule i jeśli nie graliście to wierzcie na słowo, robi on różnicę!

Zaczęło się w 1997 roku, kiedy to na Playstation ukazała się pierwsza część. Miała trochę kanciatą grafikę, 32 drużyny narodowe, poprzekręcane nazwiska piłkarzy, cztery tryby rozgrywki (Puchar, Liga, Towarzyski i Karne) oraz gameplay, który bił na głowę wszystko co do tamtej pory w tym temacie wymyślono. ISS pro był odrobinę toporny i nie trudno było doszukać się w nim błędów, ale w porównaniu z Acuta Soccer czy Fifą 97 był to symulator z prawdziwego zdarzenia! W tym miejscu warto również wspomnieć, że ISS pro to europejski tytuł. W Japonii gra ukazała się pod nazwą Winning Eleven, która używana jest do dziś, podczas gdy u nas ISS zmienił się w PES'a.


Niecały rok od premiery ISS pro, Konami pokazało światu ISS pro 98. Zwiększono liczbę drużyn, dodano kilka opcji i mocno poprawiono grafikę. Gra ewidentnie była krokiem do przodu, ale wciąż brakowało licencji FIFPro, chociaż dodano edytor, w którym gracz przy odrobinie cierpliwości sam mógł pozmieniać sobie nazwiska piłkarzy. ISS pro 98 poszerzyło grono fanów serii, jednak nie było w stanie wygrać konkurencji z mocno promowanym, przez oficjalny magazyn Playstation, Actua Soccer 2 (brytyjski magazyn - brytyjska gra) oraz oficjalną grą mundialu 98 ze stajni EA SPORTS.


Prawdziwa rewolucja nadeszła w roku 1999. W maju na rynku ukazała się gra ISS pro EVOLUTION. Poszerzono znacznie liczbę drużyn, poprawiono grafikę, sterowanie, realizm, fizykę i możliwości managerskie gracza. Stworzono grę, która sprawiła, że konsolowcy przestali grać w Fifę i zaczęli się śmiać z PC-towców, którzy wciąż byli na nią skazani. Ogromnym orężem ISS Evol. stał się tryb "Master League" nie spotykany do tej pory w grach piłkarskich. Dawał on możliwość wyboru jednego z klubów dostępnych w grze i rozpoczęcia nim walki w swoistej wariacji na temat Ligi Mistrzów. Niby nic nowego, ale nie dodałem, że chociaż grało się pod szyldem (np.) AC Milan, to na początku w składzie była jedynie banda nic nie wartych patałachów. Dopiero remisując i wygrywając mecze z najlepszymi europejskimi klubami, zdobywało się punkty, za które można było robić transfery i bawić się w Abramowicza. Jedyną wadą był nieustanny brak licencji, ale w obliczu tak wysokiego poziomu grywalności, przestało to już komukolwiek przeszkadzać.


Domknięciem serii był sequel "Evolution", który ukazał się dwa lata po premierze pierwszej części. Tym razem rewolucji nie było. 32-bitowa konsola Playstation nie była już w stanie dać z siebie więcej. Gra miała nieco odświeżoną bazę danych, poprawiono kilka detali graficznych, ale laik raczej nie byłby w stanie odróżnić pierwszej i drugiej części ISS pro Evolution. Konami było już najwyraźniej pochłonięte pracami nad Pro Evolution Soccer, bo przecież na rynku pojawiło się Playstation 2.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Żurawski pogrąża mistrza Grecji

Świąteczny weekend za nami, większość naszych piłkarzy grała w swoich klubach, zamiast wysiadywać jajka na ławce rezerwowych. 

Bohaterem tego tygodnia zostaje Maciek Żurawski, który zapewnił swojej drużynie  zwycięstwo nad Olympiakosem Pireus. Żuraw strzelił w 54 minucie jedyną bramkę meczu, dzięki czemu Larissa dalej ma szansę na wywalczenie miejsca gwarantującego grę w pucharach, nawet w Lidze Mistrzów. 

Bramka Żurawskiego, zupełnie jak za dawnych lat

W lidze ukraińskiej na listę strzelców wpisał się Mariusz Lewandowski, zrobił to w 73 minucie, a jego Szachtar wygrał ostatecznie z Arsenalem Kijów 3:0. Dzięki zwycięstwu drużyna Polaka nadal liczy się w walce o drugie miejsce w tabeli. Strata do lidera wynosi 15 punktów, więc drużynie z Doniecka raczej nie uda się jej zniwelować. (bramki z przyczyn technicznych nie będzie)

W lidze cypryjskiej przypomniał o sobie Kamil Kosowski, wyprowadzając swoją drużynę na prowadzenie w 13 minucie. Ostatecznie APOEL Nicosia pokonał Anorthosis  2:0.

Większymi osiągnięciami nasi piłkarze nie mogą sie poszczycić. W Arsenalu całe spotkanie rozegrał Łukasz Fabiański, niestety bronił nerwowo i tego występu nie zaliczy do udanych (miejmy nadzieję, że w rewanżowym spotkaniu Ligi Mistrzów nastąpi pozytywne przełamanie Łukasza). Warto wspomnieć, że na ławce Arsenalu gotowy do gry czekał Wojtek Szczęsny.

Dobrze spisał się Kuba Błaszczykowski, co prawda grał tylko 70 minut, ale pokazał się z dobrej strony i zasłużył na porządne wielkanocne śniadanie. Saganowski już trochę mniej, grając słabo z drużyną Watford (2:2 na wyjeździe).

Celtic Glasgow zaledwie zremisował na wyjeździe z Hearts 1:1. Goście strzelili bramkę już w 1 minucie meczu, na wyrównanie trzeba było czekać do 32 minuty. Źle ustawiony mur napewno nie pomógł Borucowi obronić rzutu wolnego wykonywanego przez Bruno Aguiara.

Występ Artura Boruca

To by było na tyle w temacie naszych za granicą.

Jutro śmingus dyngus, niektórzy obudzą się z mokrymi majtkami, niektórzy bez, to wszytko nie ma znaczenia, ponieważ każdy i tak położy się wieczorem do łóżka nasiąkniętego wodą.

Bawcie się dobrze.

środa, 8 kwietnia 2009

Ćwierćfinały LM: Bayern jak Wisła, Fabiański wybronił Arsenal!

Cztery angielskie drużyny, dwie Hiszpańskie i po jednej z Niemiec i Portugalii, tak prezentuje się stawka Ligi Mistrzów na etapie ćwierćfinałowym. Po pierwszych meczach pewni miejsca w półfinałach mogą być tylko Anglicy bo (Liverpool gra z Chelsea).

Man.United 2-2 Porto from Vesle on Vimeo.

We wtorek na Old Trafford na przeciw siebie stanęły drużyny Manchesteru United i FC Porto. "Czerwone Diabły" wydawały się pewniakiem w tym spotkaniu, jednak nieoczekiwanie to goście objęli prowadzenie. Manchester z całych sił starał się wyrównać, ale udało się to dopiero bo katastrofalnym błędzie obrony Porto. W drugiej połowie gra gospodarzy mocno się ożywiła, zwłaszcza po wejściu na boisko Teveza, raz po raz nękał obronę rywala. W końcówce, będąc w niełatwej pozycji, sprytnie dołożył nogę do dośrodkowania i wydawało się, że do sensacji nie dojdzie. Portugalczycy zagrali do końca, a gospodarzom, o dziwo, zabrakło koncentracji i Gonzalez wyrównał. Nie ma co ukrywać, że wynik 2:2 u siebie stawia United w bardzo trudnej sytuacji, jeśli Porto w rewanżu skutecznie zagra na remis, triumfator z ubiegłego roku pożegna się z rozgrywkami.

Spotkanie Villareal z Arsenalem nie było aż tak emocjonujące, ale miało swoje momenty. Już w pierwszych minutach urazu nabawił się Almunia, czy miało to wpływ na jego interwencję przy bramce Senny, to wie tylko on sam. Jedno jest pewne kontuzja jest poważna, bo nie tylko nie zagra on przez najbliższe dwa tygodnie, ale nie był nawet w stanie dokończyć meczu! Nie żebyśmy źle życzyli Hiszpanowi, ale widząc wbiegającego na boisko Fabiańskiego serce od razu nam mocniej zabiło. "Fabian" bez dwóch zdań dał radę! Obronił kilka trudnych strzałów, jego zespół nie stracił kolejnych bramek, zaś w drugiej połowie pięknym strzałem wyrównał Adebayor i podopieczni Wengera wywieźli z Hiszpanii cenny remis.

Villarreal 1-1 Arsenal from Vesle on Vimeo.

W środę emocje były jeszcze większe. Barcelona na własnym stadionie podejmowała Bayern, który w ostatnich meczach ligowych nie spisuje się rewelacyjnie, ale nie należy zapominać w jakim stylu odprawił Sporting Lizbona. Mimo wszystko, już po 45 minutach okazało się, że Bawarczycy są dalecy od wysokiej formy. Na boisku istniała tylko jedna drużyna, a mecz do złudzenia przypominał eliminacyjne spotkanie Barcelona - Wisła. W drugiej połowie podopieczni Guardioli grali już na niższych obrotach, za to nieco lepiej spisywali się Bawarczycy, efekt? Więcej bramek nie padło. Czy rewanż w Monachium będzie przypominał rewanż w Krakowie, wszystko wskazuje na to, że tak.

Obok Barcy najczęściej wymienianym faworytem, do zwycięstwa w majowym finale był, FC Liverpool. Po zdemolowaniu Realu, wydawało się, że Chelsea będzie tylko kolejnym przystankiem w drodze do finału. Na początku wszystko szło zgodnie z planem, 6 minuta, Torres, 1:0. Może zbyt szybko "The Reds" objęli prowadzenie, może zbyt dobrze ten mecz zaczął im się układać, a może od 7 minuty myśleli już tylko o tym z kim zagrają w półfinale? Trudno powiedzieć, coś się stało, ale dobrze naoliwiona maszyna, nagle zaczęła zgrzytać, huczeć i buchać parą. Chelsea początkowo tego nie zauważyła, ale kiedy żółtodziób Ivanović dwukrotnie skaleczył gospodarzy, reszta zespołu poczuła, że rywal jest do ogrania. 3:1 na wyjeździe to przed rewanżem wynik marzenie. Najwyższe zwycięstwo Liverpoolu na wyjeździe w tej edycji Ligi Mistrzów to 3:1 ze fatalnie spisującym się PSV, to tak w kontekście szans w meczu rewanżowym.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Poreprezentacyjna zadyszka

Mecze w eliminacjach Mistrzostw Świata nie pozostały bez wpływu na formę naszych piłkarzy. O ile w zeszłym tygodniu prezentowali się oni bardzo dobrze, ten weekend raczej rozczarowuje.

Cieszy fakt, iż wsparcie od kibiców na trybunach w Kielcach dało pozytywnego kopa Borucowi. W meczu Celticu z Hamilton bronił on znakomicie i zachował czyste konto, a Koniczynki ostatecznie wygrały 4:0, czyniąc kolejny krok do zdobycia Mistrzostwa Szkocji. Miejmy nadzieję, że dobra postawa Artura to trwała zmiana i nasz reprezentacyjny bramkarz znów stanie się filarem defensywy zarówno swojego klubu jak i drużyny Polski. 

Pozostając przy temacie ligi szkockiej i bramkarzy, Grzegorz Szamotulski, grający w drużynie Hibernian, obronił rzut karny wykonywanego przez Craiga Conwaya. Pozwoliło to drużynie przyjezdnych wywieźć jeden punkt z Dundee, ponieważ mecz zakończył sie wynikiem 2:2. W drużynie gospodarzy cały mecz rozegrał Łukasz Załuska.

W niemieckiej Bundeslidze na listę strzelców wpisał się Jacek Krzynówek, pokonując bramkarza drużyny Werderu. Stało sie to dokładnie w 69 minucie, a bramka ta okazała się trafieniem honorowym. Ostatecznie Bremeńczycy zaaplikowali drużynie z Hannoveru 4 bramki i goście powrócili do domu z niczym.

Gol honorowy Jacka Krzynówka

Dobry mecz przeciw Hercie rozegrał Kuba Błaszczykowski, a jego Borussia niespodziewanie pokonała na wyjeździe lidera tabeli 3:1. Niestety nasz prawoskrzydłowy nie zaliczył nawet asysty, jednak z meczu na mecz prezentuje się on coraz lepiej.

Przypomniał o sobie Emmanuel Olisadebe, grający w lidze chińskiej. Strzelił dwie bramki, które dały zwycięstwo Henan Jianye nad Zhejiang 2:0.

Bramka na 1:0 z 79 minuty

Bramka na 2:0 z 85 minuty
Pozostali reprezentanci nie zachwycili, w polskim meczu w lidze belgijskiej, padł remis 0:0, znacznie utrudniający zdobycie mistrzostwa przez drużynę Wasilewskiego. Kontuzje nadal leczy Rasiak, a drużynie Wichniarka nie udało się wywalczyć z Schalke choćby punktu.
W lidze francuskiej tym razem nie błyszczał Jeleń, ani Dudka. Ich Auxerre przegrało z Valenciennes 2:0. Miejmy nadzieję, że następny weekend będzie lepszy.

piątek, 3 kwietnia 2009

Era Futbolu 2002

ERA FUTBOLU 2002

Producent: Enigma Software

Rok wydania: 2002

Platforma: PC


Jerzy Władysław gorąco poleca a PZPN sygnuje swoim logo. Jaka była oficjalna gra reprezentacji Polski na Mistrzostwa w Koreii? Dokładnie taka jak gra tejże reprezentacji na owych mistrzostwach. Nie jest to wcale a wcale gra polska. Enigma Software to firma hiszpańska a gra w oryginale nazywa się Pro Soccer Cup 2002, czyli równie durnie jak jej PZPN-owska wersja. Wydała ją u nas " gra", której logo, z każdym razem gdy je widzę prowokuje mnie do kliknięcia w tę strzałkę po lewej stronie tyle razy aż słowo "dobra" zamieni się na "ciulata".

Do wyboru 32 finalistów tamtych mistrzostw, z czego tylko biało-czerwoni mają oryginalne nazwiska. Koszulek oryginalnych nie ma nikt, bo one tak jak stadiony i wszystko inne powstały jedynie w wyobraźni programistów. Siedem meczów - dokładnie tyle trzeba zagrać na mistrzostwach świata, żeby zdobyć złotą Nike. Jest to również górna granica grywalności "Ery Futbolu 2002", która odstrasza już screenami (że o okładce nie wspomnę) i zastanawia ceną. W trakcie rozgrywki zawodnicy prezentuja klasyczny syndrom "kija od szczotki", w dodatku biegają jaby mieli betonowe buciki. Jak się tak nad tym dłużej zastanowić to w istocie gra bardzo realistycznie oddaje grę polskiej reprezentacji z tamtego okresu, z tym, że daję głowę, że nie było to zamysłem programistów. I pomyśleć, że nie była to najgorsza gra jaka ukazała się w naszym kraju przed Mistrzostwami Świata w Koreii i Japonii, ale to już zupełnie inna historia...


OPIS PRODUCENTA - "Podobnie jak w najnowszych tego typu produkcjach uznanych światowych firm, również Era Futbolu 2002 oparta jest na nowoczesnym trójwymiarowym środowisku gry (nowoczesnym jak pralka frania i trójwymiarowym jak klocki lego przyp. red.), umożliwiając dynamiczną zmianę ustawienia kamer z ośmiu ujęć. Twórcy zadbali również o wierne odzwierciedlenie warunków panujących na murawie w trakcie rozgrywki oraz zachowanie atmosfery piłkarskiego święta. Mecze prowadzone są nie tylko na realistycznie przedstawionych stadionach, ale także w zmiennych warunkach atmosferycznych i o różnych porach dnia. Polskiej reprezentacji przyjdzie więc grać zarówno na spalonej słońcem murawie, gdy przy bezchmurnym niebie na piłkarzy leje się bezlitosny żar (nie ma to jak u pracownika marketingu obudzi się duch Słowackiego przyp. red), jak i w strugach ulewnego deszczu, kiedy nasiąknięte wodą i śliskie boisko zmusza piłkarzy do precyzyjnych podań i uwagi w prowadzeniu piłki. Z kolei mecze wieczorne rozgrywane są przy sztucznym oświetleniu (no co Ty nie powiesz!), co uatrakcyjnia widowiskowość każdego spotkania (coś Ty?!). Era Futbolu 2002 pozwala na rozgrywkę dla dwóch osób na jednym komputerze oraz w sieci lokalnej. " - Przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą zapomnieli dodać.

POBIERZ ERĘ FUTOBLU 2002 - ale pretensji do nas nie miej, bo ostrzegaliśmy!

krotkapila@gmail.com

środa, 1 kwietnia 2009

Europa w połowie drogi do Afryki.

Wbrew temu co z uporem maniaka powtarzał, w ostatnich minutach sobotniego meczu, Dariusz Szpakowski - TO JESZCZE NIE JEST KONIEC. Ba, dopiero minęliśmy półmetek. Fakt, sytuacja nam się trochę skomplikowała, ale gdzie tam jeszcze panie do końca, Słowacja i Irlandia Północna u siebie, Czechy i Słowenia na wyjeździe... ale po kolei.

W grupie pierwszej, w czołówce umocnili się Duńczycy i Węgrzy, którzy mają po 7 punktów przewagi nad kolejnymi drużynami. Ci pierwsi faktycznie mogą już powoli bukować bilety na przyszłoroczne mistrzostwa, natomiast Madziarzy swoją sytuacje zawdzięczają raczej korzystnemu terminarzowi, bo najtrudniejsze mecze z Portugalią, Szwecją i Danią dopiero przed nimi. Dużo jaśniej sprawy wyglądają w grupie drugiej, gdzie po czołowe lokaty pewnie zmierzają Grecy i Szwajcarzy, co prawda po plecach depcze im jeszcze Łotwa, ale przed nią jeszcze dwa trudne wyjazdy (Grecja, Izrael) i mecz ze Szwajcarami u siebie.

U nas jak jest każdy widzi. Irlandia Północna to papierowy lider, ale za to w doskonałej sytuacji jest Słowacja, która ma 12 punktów i jeden mecz mniej niż pozostali (w dodatku z San Marino). Biało-Czerwoni muszą po prostu wygrać wszystkie mecze, które im zostały i nasłuchiwać wieści z innych stadionów.

A oto filmik instruktażowy "Jak wygrać u siebie ze Słowacją"


W grupie 4 pewnie liderują Niemcy, na drugim jest Rosja a reszta daleko w tyle. Najprawdopodobniej taki układ tabeli utrzyma się już do końca, chyba że podopieczni Hiddinka dostaną zadyszki. Może już jej dostali bo z Azerbejdżanem u siebie wygrali tylko 2:0, a na wyjeździe z Liechtensteinem wymęczyli 1:0. W 5 grupie nie ma mocnych na Hiszpanów, którzy wyszli z kompletem punktów z dwumeczu z Turcją i nie przegrają już tych eliminacji nawet gdyby w kolejnych meczach ich trener postanowił sprawdzić przydatność reprezentacyjną hiszpańskich piłkarzy Legii. Porażkę Turków skrzętnie wykorzystali Bośniacy, którzy zdobywając na Belgii 6 punktów przebojem wdarli się na drugie miejsce, dużo może zależeć od bezpośredniego meczu tych drużyn 9 września.



Wygląda na to, że tym razem Chorwacja nie zatrzyma Anglików, którzy z pięciopunkową przewagą przewodzą grupie 6. Za ich plecami łeb w łeb idą Chorwacja z Ukrainą, które zagrają ze w czerwcu. W grupie 7 niespodzianka, na pierwszym miejscu dzielnie trzymają się Serbowie, którzy wyprzedają Francję, Litwę, Austrię i Rumunię. W sobotę podopieczni Anticia odnieśli bardzo ważne zwycięstwo, w Bukareszcie, z Rumunią. O tym kto ostatecznie awansuje bezpośrednio może zdecydować wrześniowy mecz Serbia - Francja. Trójkolorowi w tych eliminacjach nie zachwycają, zaczęli od sensacyjnej porażki w Wiedniu, a ostatnie jednobramkowe zwycięstwa z Litwą też za pewne nie rzucają kibiców na kolana. W grupie 8 prowadzą obrońcy tytułu mistrzowskiego - Włosi, w grze pozostaje również Irlandia, która z wyjazdowej potyczki z liderem wyszła z jednym punktem, trzeci Bułgarzy mają już tylko teoretyczne szanse. Najbardziej klarownie prezentuje się tabela grupy 9, którą zupełnie zdominowali Holendrzy, na trzy mecze przed końcem od zapewnienia sobie awansu dzieli ich zaledwie jeden punkt.

4 bramki z San Marino wywindowały Smolarka aż na drugie miejsce w klasyfikacji strzelców, gdzie ustępuje jedynie Dzeko (Bośnia i Hercegowina). I co teraz? Wystawiać, nie grającego w klubie, ale drugiego w klasyfikacji strzeleckiej napastnika w pierwszym składzie, czy nie wystawiać? Resztka włosów Leo jest chyba poważnie zagrożona.